á
â
ă
ä
ç
č
ď
đ
é
ë
ě
í
î
ľ
ĺ
ň
ô
ő
ö
ŕ
ř
ş
š
ţ
ť
ů
ú
ű
ü
ý
ž
®
€
ß
Á
Â
Ă
Ä
Ç
Č
Ď
Đ
É
Ë
Ě
Í
Î
Ľ
Ĺ
Ň
Ô
Ő
Ö
Ŕ
Ř
Ş
Š
Ţ
Ť
Ů
Ú
Ű
Ü
Ý
Ž
©
§
µ
Oto on, Polak, Witold Walczykiewicz, pianista znany na świecie, dla niej dopiero poznany. Pianista, którego koncert ona organizuje, lecz widzi go pierwszy raz. A widzi go starego, prężnego, acz nazbyt chudego, chudego starczo. Dla niej to zwykły mężczyzna, nieco odstręczający, ona jednak w jego oczach jest olśnieniem. (...) „Pani daje mi ukojenie” – mówi do niej już na pierwszym spotkaniu. Nie kryje uczuć, jakie w nim wywołała. Prosto i szczerze wyznaje: „Pani jest moim symbolem spokoju”.
I od tego momentu życie ani jej, ani jego już nie jest takie samo, jak przed tymi słowami, przed tym koncertem, przed tym wieczorem oklaskiwanym przez publiczność. Kim on jest – pyta ona siebie. - Jaką ma czelność mówić mi takie rzeczy.
U niego uczucia i słowa, to jedno. Nie stawia barier, łapie momenty, uniesienia, lokuje marzenia w niej, tylko w niej, bo od tego wieczoru ona zamieszkuje w nim już do... śmierci.
„Czy miłość to stan umysłu, stan istnienia, fenomen, kaprys, odpływający jeszcze na naszych oczach w przeszłość, w zakamarki historii? (...)”. On jest dla niej reliktem, męskim antykiem niemalże. Ona jest dumna, nieustępliwa. Ma rodzinę i dzieci i jest od niego dużo młodsza, acz... coś się w niej z czasem łamie. Coś zmienia niewinnie, a jednak samoistnie. Jej myśli krążą koło niego, choć bez niego obok. Stają się nachalne, ale samoistne i przeplatają się z kobiecą ciekawością. „Niektórzy z nas zachowują dobre wspomnienia. Inni złe. Sami wybierzemy, co chcemy zapamiętać. Niektóre wspomnienia idą do podziemi”.
Aż Witold Walczykiewicz, ten Polak, pianista umiera.
Warszawa, 19 lipiec 2019r.
I list. Do niej.
Porcelanowa urna, a w urnie popiół – w twoje ręce moja Beatrice, pisze...
Czytasz i czekasz. Czekasz na dotyk ich dłoni. Na przytulenie. Na spojrzenie prosto w oczy. Na miłość. Czas mija cię, igra z tobą, a ty, zaczytany, szukasz tych ludzi na cyferblacie życia. Szukasz pomiędzy stronami powieści, bo coś musi być, coś się w niej musi rozpalić, coś obudzić. Irytuje cię jej sztywność i lodowatość nietypowa dla kobiety. Denerwuje cię wręcz. Jak tak można – pytasz stron książki, a pytanie ulatuje w chłodzie „Polaka”.
Niebywała powieść. Powieść z gatunku tych, z którymi się jednoczysz i personalizujesz w dziwny, niewytłumaczalny sposób. Włazi w ciebie cała. Wracasz do niej, by ponownie ułożyć z rozsypanych fragmentów nową całość, może bardziej czułą? Bliższą? Starasz się coś dopisać, choć sam autor, Coetzee zrobił to w mistrzowski sposób. Czujesz emocje i namiętność maestra. Czujesz jego spokój duszy i ukojenie. Czujesz jego ciepło i miłość, której ona – właśnie... Której ona nie chce.
Coetzee to mistrz. Czytasz i nic poza książką nie istnieje.
agaKUSIczyta ocena 10/6